Tak więc, ten rozdział jest dziwny, ale po prostu nie miałam zupełnie weny, a coś wstawiać muszę, więc jest. Tylko proszę bez hejtów.
I oczywiście MUSICIE komentować.
~Autorka
__________________________________________
Następne dwa tygodnie minęły w miarę podobnie - codziennie jedli śniadanie z Malfoy'em, męczyli się na eliksirach (nowa nauczycielka okazała się jeszcze gorsza od Snape'a), Ron nadal się nie odzywał, a Harry nadal nic nie zrobił w sprawie Ginny, co doprowadzało Hermionę do szału.
Tego dnia były jej urodziny, na śniadaniu przyszedł prezent z listem od rodziców. Ale na tym się zakończyło. Żadnych prezentów, żadnych życzeń, jakby wszyscy znajomi o tym zapomnieli.
Brunetka właśnie wracała z kolacji, którą wyjątkowo zjadła sama, bo całe jej towarzystwo zniknęło w tajemniczych okolicznościach.
Szła korytarzem na czwartym piętrze, gdy na jego drugim końcu zobaczyła Malfoy'a ubranego w czarny garnitur.
- Tutaj jesteś! - krzyknął chłopak.
- A was gdzie wcięło? - spytała Gryfonka. Chłopak nie odpowiedział, tylko chwycił ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
- Draco! Postaw mnie na ziemi! - wrzasnęła dziewczyna waląc go pięściami w plecy.
- Spokojnie, mała. Ja tylko cię porywam. - odparł z uśmiechem.
- Porywasz?! Co to ma znaczyć?! - oburzyła się, gdy on jak gdyby nigdy nic niósł ją po schodach. - Natychmiast postaw mnie na ziemi!!!
- Ani mi się śni. - powiedział. - Uspokój się, to nie robi na mnie wrażenia.
- Z Graupem podziałało... - odpowiedziała rezygnując z wierzgania nogami i walenia pięściami.
- Z kim? - spytał blondyn.
- Długa historia. - westchnęła.
- Mamy czas - zaśmiał się.
- Co? Możesz mi powiedzieć gdzie mnie niesiesz?
- Jajco, 1:0 dla mnie.
- Typowy Ślizgon - prychnęła dziewczyna.
- Ale i tak mnie kochasz. - stwierdził z tym swoim cholernym ślizgońskim uśmieszkiem.
- Nie zaczyna się zdania od "ale". - zauważyła Gryfonka.
- Cholera by cię wzięła Granger. Nie powinnaś być czasem Krukonką?
- Nie powinieneś czasem mi powiedzieć gdzie na gacie Merlina mnie prowadzisz?! - odcięła się.
- Zobaczysz na miejscu. Zresztą już dochodzimy.
Hermiona rozejrzała się po otoczeniu. Znajdowali się na siódmym piętrze. Na drugim końcu korytarza wisiał gobelin z Barnabaszem Bzikiem i trollami.
- Pokój Życzeń? - spytała. - Co chcesz mi pokazać w Pokoju Życzeń?
- Wyłącz ten swój wszystko-wiedzący mózg i się zrelaksuj się. - odparł. - Dobra, schodzimy. - zrzucił ją z pleców tak, że prawie rąbnęła o podłogę kolanami.
- Uważaj, człowieku. - powiedziała odzyskując równowagę.
Draco przyjrzał jej się od stóp do głów.
- Hmmm... Przydałby ci się jakiś lepszy strój. - wyciągnął różdżkę. - Caneatorium*.
Ubranie brunetki zastąpiła szmaragdowa sukienka do kolan, puszczona luźno falami od talii. Na jej stopach pojawiły się wysokie czarne obcasy.
- Zalatuje mi tu Slytherinem... - zauważyła dziewczyna.
- Nie marudź - odrzekł chłopak. Podszedł do ściany naprzeciwko gobelinu i zapukał trzy razy. W murze pojawiły się drzwi i po chwili się otworzyły. W środku było tak ciemno, że dziewczyna nie mogła nic zobaczyć.
- Co tam jest? - spytała podejrzliwie.
- Ćśśśśśśś
Chłopak złapał ją delikatnie za ramiona i wprowadził wgłąb pokoju. Po chwili przestała czuć jego dłonie na swojej skórze.
- Draco? - spytała zdezorientowana.
Nagle zapaliło się światło, tak mocne, że Hermiona musiała parę razy mrugnąć, żeby coś widzieć.
- Niespodzianka!!!! - usłyszała niezliczoną ilość głosów.
Znajdowała się w wielkiej sali udekorowanej od góry do dołu balonami. Przy ścianach stały stoły zastawione jedzeniem. Z tłumu ludzi wybiegła Ginny, ubrana w małą czarną oraz czerwone szpilki i uścisnęła brunetkę.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - powiedziała.
- Dziękuję, Gin, naprawdę nie musiałaś. - odpowiedziała Hermiona.
- To nie tylko moja robota, Draco i Harry też są winni. Ale teraz najlepsze - zobacz kto przyszedł - dziewczyna wskazała dłonią za siebie.
- Ron!!! - krzyknęła Gryfonka i przytuliła przyjaciela. - Nie mogę uwierzyć, że przyszedłeś! - od tych wszystkich wrażeń miała już łzy wzruszenia w oczach.
- Dla ciebie wszystko. - uśmiechnął się i wręczył jej mały pakunek.
- Och, Ron, nie musiałeś.
- Masz urodziny, więc tak musiałem. Odpakuj! - zachęcił ją rudzielec.
Dziewczyna rozdarła papier i otworzyła małe pudełko. Znajdował się w nim wyjątkowo brzydki wisiorek bez ładu i składu, przeładowany ozdóbkami.
- I jak? - spytał chłopak.
- Ekhym... Oryginalny. - odpowiedziała Gryfonka. - Sam wybierałeś?
- Tak, chciałem żeby było osobiste. Załóż. - zaproponował.
- Ykhm... Wiesz co? Nie pasuje mi do sukienki. Ale założę na specjalną okazję. - obiecała.
- Jasne. Trochę... Ślizgońska ta sukienka. - stwierdził.
- Nie ja ją wybierałam. Draco mnie przebierał.
- Co?!
- Och, to nie to o czym myślisz. - odparła pośpiesznie. - Wracałam z kolacji, Malfoy wyczarował mi ją.
- On tu jest?! - prawie krzyknął rudy.
- On pomagał to zorganizować. Nie wkurzaj się, proszę. - wykonała swoje popisowe "psie oczy". - A teraz muszę się przywitać z resztą gości, więc cię opuszczę.
Rozejrzała się dookoła. Harry pomachał do niej i pytająco uniósł brwi. Pokazała mu uniesiony kciuk, na znak, że dobrze się spisał i podeszła do Neville'a i Luny, którzy szli w jej stronę.
- Już prawie nie masz nargli! - zachwyciła się Krukonka. - Musisz być naprawdę szczęśliwa.
- Jestem, jestem. A co u was? Nev, spotykasz się z kimś? - zapytała Hermiona.
- Tak, z pewną wspaniałą piękną nieco ekscentryczną blondynką. - odparł i pocałował Lunę w policzek.
- Serio? To świetnie!
- Też tak sądzę. - stwierdził chłopak.
- A czy w twoim życiu jest jakiś mężczyzna, który powiększałby zasoby gnębiwytrysków wokół twojej głowy? - spytała blondynka.
Hermiona nie zdążyła odpowiedzieć, bo poczuła, jak ktoś zakłada jej coś na szyję.
- Wszystkiego najlepszego. - usłyszała przy uchu szept, łaskoczący jej skórę.
Nawet gdyby nie rozpoznała nadawcy po głosie, z pewnością rozpoznałaby go po wyglądzie wisiorka. Był to srebrny smok z mieniącym się różnymi odcieniami zieleni, wielkim okiem. Uśmiechnęła się pod nosem i zobaczyła, że para zdążyła się już ulotnić.
Spojrzała za siebie i zauważyła Rona. Patrzył na jej szyję z wyrzutem. Rzucił jej krótkie urażone spojrzenie i ruszył do wyjścia. Hermiona pobiegła za nim, jednak zanim dotarła do drzwi, on już był na zewnątrz.
Zrezygnowana usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach.
"Dlaczego on zawsze musi być tak cholernie uparty i zazdrosny?!" pomyślała "Świetnie, przez tego arystokratycznego dupka robię się wulgarna!"
- Arystokratycznego dupka? Czuję się urażony. - Draco przysiadł się obok niej.
- Co ci mówiłam o używaniu legilimencji w stosunku do przyjaciół? - odcięła się.
- Ten dekret nie mówi nic o smutnych przyjaciołach. - odparł. - O co chodzi?
- O tego cholernego Rona. Wkurzył się jak zobaczył wisiorek od ciebie- przy okazji, dziękuję, jest cudowny - i wyszedł.
- Nie ma za co. Dlaczego tak się wściekł na jego widok? - spytał.
Dziewczyna pokazała mu naszyjnik, który dostała od rzeczonego "cholernego Rona".
- Wyciągnął to ze śmietnika? - zapytał ironicznie.
- Nie pomagasz. - odparła i ponownie okryła twarz włosami.
- Och, przepraszam. Lepiej chodź zatańczyć. - zaproponował.
- Nie mam teraz ochoty na taniec. Po prostu mnie tu zostaw i idź się bawić.
- Chciałabyś. - złapał ją za rękę. - No chodź. Założę się, że świetnie wyglądasz na parkiecie.
- Ale ja nie umiem tańczyć - odparła, mając jeszcze resztkę nadziei na zostanie na kanapie.
- Och, Granger, Granger. - westchnął -Przez tego arystokratycznego dupka, również częściej kłamiesz. Nie oszukasz mnie, widziałem cię z Krumem na Balu Bożonarodzeniowym. Lepiej rusz swój zgrabny tyłek i trochę się rozerwij.
- Mój ZGRABNY tyłek? - spytała.
- Tylko stwierdzam fakty. A teraz chodź. - pociągnął jej ramię tak, że wstała i zaprowadził na środek pokoju. Jedną dłonią złapał jej dłoń, a drugą położył na jej biodrze.
Hermionę przeszył dreszcz. Jeszcze nigdy nie była tak blisko niego. Jednak, chociaż sama nie wiedziała czemu czuła się w jego ramionach bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.
I sama nie wiedziała czy ją to niepokoi czy wręcz przeciwnie.
*Caneatorium (z łac.) - suknia wieczorowa